Pomysł wyjazdu do aturystycznego, gorącego i owianego mnóstwem nieprzychylnych i odstraszających stereotypów kraju, pojawił się w głowie Qby jakoś na wiosnę. Inspirowany swoim kolegą Joshem, który był już w Iranie i miał zamiar wybrać się tam na czas dłuższy w wakacje, opowiedział mi o swoim pomyśle. Decyzję podjęłam natychmiast. Ciekawość Persji i świetna okazja przekonała także Faziego. Wiedzieliśmy już, że jeśli promocje lotnicze dopiszą, najbliższy urlop spędzać będziemy na Środkowym Wschodzie. Następne kroki podjęliśmy szybko: złożyliśmy podania o wizę i zaczęliśmy powoli przygotowywać się merytorycznie do wyjazdu (Polecam przewodnik Lonely Planet z 2001 roku - drogi, ale bardzo dobry). Dzięki pomocy Josha wizy kosztowały nas 30 $ mniej, ale radzę się przygotować na studolarowy wydatek. W promocji lotniczej włoskiej linii Alitalia kupiliśmy trzy bilety do Teheranu z międzylądowaniem w Mediolanie (420$ za osobę z taxami) i już tylko czekaliśmy wyjazdu. Josh pojechał pierwszy - planował spędzić dwa tygodnie z polskimi studentkami w Iranie, a kolejne dwa - z naszą trójką. Jako transport wybrał sobie pociąg do Istambułu, a dalej autobus do Iranu. Stamtąd wysłał e-maila, że będzie nas oczekiwał na lotnisku 29 sierpnia o trzeciej rano. Niecierpliwie wyczekiwaliśmy dnia odlotu.
Gdy we wtorkowe popołudnie spotkaliśmy się na lotnisku, nasze podniecenie sięgało zenitu. Ciekawość świata walczyła ze strachem przed nieznanym. W naszych oczach widać było pragnienie niezapomnianego trampingu połączonego z odrobiną relaksu nad Zatoką Perską; chcieliśmy zobaczyć cuda architektury perskiej, miasta, w miastach - ludzi, a w ludziach - ich życie. Zobaczyliśmy znacznie więcej. Zobaczyliśmy znacznie więcej.