W Seulu wylądowaliśmy o 9 rano z małym bólem głowy. Po wyjściu na zewnątrz lotniska ukazała się naszym oczom kosmiczna kubatura lotniska w Incheonie. Tak, to był nieco inny świat. Autobus 6011 zawiózł nas na Angouk Stadion, skąd dwa kroki mieliśmy do naszego Beewon Guesthouse, który zabookwaliśmy miesiąc wcześniej. Po zrzuceniu plecaków, ogarnięciu emocji związanych z faktem obecności po drugiej stronie świata, postanowiliśmy udać się coś zjeść. Marzyliśmy o ciepłej zupie, która wyleczyłaby nasze zdrowotne niedomagania spowodowane umilaniem sobie lotu do Korei. Trafiliśmy do knajpki, gdzie uraczono nas mandu soup, czyli cieplutkim rosołkiem z duuuużymi pierrrogami. Ten śniadanio-obiad pozwolił nam na dalszą bezproblemową egzystencję tego dnia w Korei. Wróciliśmy do hotelu, krótka drzemka i dawaj jedziemy zdobywać miasto. Próba znalezienia podświetlanego wodospadu przy Han River, była od początku skazana na porażkę, bowiem sam wodospad, który nas interesował nie brał się z tej rzeki i był w zupełnie innym miejscu Seulu. Tak czy siak, zobaczyliśmy przy okazji jakąś dzielnicę Seulu, z małymi sklepikami i warsztatami. Uratowała nas taksówka, a pierwszy kontakt z Koreańczykiem okazał się fiaskiem. Taksówkarz ten nie dysponował, żadnym innym językiem poza rodzimym. Na szczęście w przewodniku było zdjęcie przedmiotowego wodospadu, które zostało prawidłowo odczytane przez naszego kierowcę. Gdy dotarliśmy na miejsce bardzo szybko zrozumieliśmy, gdzie plasuje się Polska w rankingu krajów zawansowanych nowoczesnymi technologiami. Naszym oczom ukazał się świat naszpikowany wieżowcami, neonami, telebimami, reklamami, szkłem, aluminium atakującymi nas ze wszystkich stron. Jacuch otworzył usta, ale nic nie mówił, Anita powiedziała, że chce loda, ja zaś troszkę zamknąłem się w sobie próbując zrozumieć co widzę. Gdy wróciliśmy do siebie, poszliśmy pod wodospad, gdzie rzecz jasna pstryknęliśmy foty. Byliśmy już mocno na fali tym, co widzieliśmy, więc poszliśmy dalej, w centrum handlowo gastronomiczne. Tam znaleźliśmy knajpę gdzie po wnikliwej analizie menu zamówiliśmy coś na czuja. Daniem okazał się kurczak w warzywach, smażony i warlany na palniku, który to był wmontowany w nasz stół. Było smacznie, ale przede wszystkim ostro, co budziło nasz niepokój jeśli chodzi o następny dzień. Dzień zakończyliśmy wracając metrem z Seoul Stadion. W samym metrze zauważyliśmy, że ponad połowa pasażerów, robi różne rzeczy z komórkami. Jedni dzwonią, inni, grają, jeszcze inni słuchają muzyki, ostatnia grupa zaś ogląda telewizję. … Korea.
Rajd taksówką: http://www.youtube.com/watch?v=K7XoN4zWEUc
Gastronomia uliczna: http://www.youtube.com/watch?v=ziZ2u71h84U