Podróż do Kermanu była wielce emocjonująca. Jechaliśmy nocą, a nasz elokwentny kierowca zasypiał za kierownicą, tudzież zdarzało mu się wyłączać światła gdzieś na środku stromo biegnącej serpentyny pośród gór. O postoju w trakcie ośmiogodzinnej podróży nie było co marzyć. Moje ledwo uratowane nerki znów zaczęły wariować i obawiałam się, że cała historia się powtórzy. Dzięki temu, który miał nas w opiece nic takiego się nie stało, a do Kermanu przyjechaliśmy o szóstej rano.
Miejscem naszego przeznaczenia nie był Kerman, lecz Bam - miasto oddalone o jakieś 200 - 250 kilometrów, znane z jedynej w miarę dobrze zachowanej twierdzy zbudowanej z gliny i słomy.
Tak więc w samym Kermanie byliśmy nie wiele. Było to niestety podyktowane napiętym grafikiem trampingowym. Jednak z tego co udało się nam wyczytać w przewodniku, to ominęła nas wizyta na jednym z najpiękniejszych bazarów w Iranie,stare łaźnie jak również herbaciarnie. Poza tym Kerman miał jeszcze jedną zaletę...... była stacja kolejowa.