Ostatni dzień w Teheranie minął, na wydawaniu ostatnich pieniędzy. Faziut przymierzał się do foto-obiektywu, Nandii do złotej i srebrnej biżuterii, a ja zakupiłem mnóstwo prażonych pestek słonecznika, które wyjątkowo mi smakowały. Jednocześnie prawie wszyscy zakupiliśmy.........czajniki o nietuzinkowej pojemności 25 litrów, które później co poniektórym z nas służył jako bagaż podręczny. Ten stan podniecenia i ogólnej radości w związku z powrotem do domu trwał do momentu kiedy nie znaleźliśmy się na lotnisku w Teheranie.
12. września 2001, godz. 2.00 - lotnisko w Teheranie
Mniej więcej o tej godzinie opuściliśmy hotel i objuczeni bagażami udaliśmy się na lotnisko. Po dotarciu na miejsce spokojnym krokiem udaliśmy się na halę główną lotniska nieświadomi tego co tam nas spotka. A w hali...tłum ludzi, jedni z otwartymi ustami patrzyli na tablicę odlotów, inni biegali, z kolei jeszcze inni siedzieli na bagażach i zasępieni patrzyli w nieznane. Widok ten wzbudził nasz niepokój, który z czasem przerodził się w przerażenie po tym jak na tablicy odlotów zobaczyliśmy, że nasz lot do Mediolanu został odwołany. Co więcej nie poleciały także samoloty do Zurichu i Londynu. Szukając przyczyny takiego stanu Nandii prężnym krokiem udała się do informacji. Gdy wracała kolor jej twarzy jak również przerażenie w oczach zdradzały że zdarzyło się coś naprawdę złego.
Japonia zaatakowała USA!
W związku z zamachem w USA, cała Europa wstrzymała wszelkie połączenia lotnicze min. z Azją Środkowo-Wschodnią do odwołania. To nas zwaliło z nóg, przez pół godziny oswajaliśmy się z tą informacją, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że czeka nas niewiadomo jak długi pobyt w śmierdzącym, zatłoczonym Teheranie. Dowiedzieliśmy się, że na hali odlotów jest przedstawiciel Alitalii. Informacje jakie od niego usłyszeliśmy jeszcze bardziej pogorszyły stan naszego samopoczucia. Dowiedzieliśmy się, że... Japonia zaatakowała USA, że został zniszczony Pentagon, jak również Manhattan, a satelita zauważył wzmożony ruch wojsk na wyspach japońskich. Apokalipsa. Byliśmy załamani i bezradni, jednocześnie przerażeni wizją wojny nuklearnej, no bo jak inaczej wytłumaczyć zakończenie konfliktu między takimi mocarstwami. Przez następną godzinę snuliśmy domysły i scenariusze naszego powrotu do Warszawy dochodząc do jednego słusznego wniosku, że najpierw trzeba odwiedzić biuro Alitalii w Teheranie.
Biuro Alitalii
Tak też się stało w biurze Alitalii byliśmy ok. 7.00 rano. Godzinę później pracownica biura, spokojnym tonem poinformowała nas, że w związku z zaistniałą sytuacją w USA, jedyne co teraz może zrobić, to wpisać nas na listę oczekujących na lot do Mediolanu w poniedziałek (była środa). Takie rozwiązanie absolutnie nie wchodziło w rachubę. Nandii przystąpiła do dyplomatycznego ataku wytykając słusznie, że każdy poważny operator lotniczy mam obowiązek zorganizować zastępcze połączenie do miasta docelowego, nie mówiąc już o zapewnieniu wiktu i opierunku na czas oczekiwania. Niestety nie w Iranie. Wszystko wskazywało na to, że posiedzimy w Teheranie jeszcze co najmniej kilka dni, co na pewno będzie miało swojej następstwa w naszym życiu zawodowym. Po ponad dwugodzinnej walce z mocno biurokratycznym systemem będącym opoką postępowania naszej pani z biura Alitalii i po wpisaniu się na listę oczekujących, postanowiliśmy się udać do ambasady RP po pomoc. Gdy już wychodziliśmy z biura, nagle zostaliśmy zawróceni przez naszą biurokratkę, która poinformowała nas, że jej szef już coś organizuje dla nas. Wiadomość ta wskrzesiła w nas iskierkę nadziei, że być może w Warszawie znajdziemy się jednak wcześniej niż za pięć dni. Czym prędzej wróciliśmy na spotkanie z szefem biura. Ten niezwykle miły pan, jakby czując internacjonalny problem zapewnił nas, że właśnie jest bookowany dla nas pokój w hotelu z jednoczesną rezerwacją biletów na połączenie zastępcze do Warszawy na następny dzień.
Przez Dubai, Stambuł czy Rzym?
Nie mogliśmy wyjść z podziwu, tak nagłym obrotem sytuacji. Iskra nadziei przerodziła się w płomyk i czekaliśmy tylko, aż zapłonie on pełnym ogniem. Pierwsza opcja była taka, że mieliśmy lecieć Alitalią do Mediolanu przez Dubai! Jednak nikt nie był pewien, czy samoloty z Włoch latają w obecnej sytuacji do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, więc powstała koncepcja Turkish Airlines przez Stambuł. W końcu dostaliśmy "emergency ticket" Iran Air do Rzymu na 7 rano następnego dnia. Ogień płonął.
Hotel Laleh
Wsiedliśmy do taksówki i udaliśmy się do hotelu Laleh, który okazał się dużym ekskluzywnym hotelem w bogatej części Teheranu. Tam też za pośrednictwem kanału BBC News dowiedzieliśmy się, że to nie Japonia winna jest sytuacji w której znalazł się cały świat, tylko islamscy terroryści. Sam Iran potępił zamach, o czym dowiedzieliśmy się z anglojęzycznego wydania Tehran News. Utrwaliło nas to w przekonaniu, że Iran jest krajem, który coraz bardziej wychodzi z islamskiej izolacji, jednocześnie rozumiejąc problemy swoich dawnych wrogów takich jak USA.
Czas w hotelu, upłynął nam szybko. Odsypialiśmy ostatnie mocno stresujące godziny na przemian z oglądaniem przerażających scen z Nowego Jorku retransmitowanych w TV