Ostatni etap
Nasz hotel opuściliśmy o godz. 4 rano i udaliśmy się na lotnisko, które znaliśmy już nie gorzej od warszawskiego Okecia. Na miejscu sytuacja wyglądała jeszcze dramatyczniej niż dzień wcześniej. Masowa ewakuacja korpusów dyplomatycznych z rodzinami, przypominała ewakuację Sajgonu w 1975 roku. Gdy na ekranie jednego ze stanowisk pojawił się napis "Roma" i logo Iran Air, my byliśmy pierwsi w kolejce. Nadaliśmy bagaże i ruszyliśmy do odprawy paszportowej, która trwała baaaaardzo długo. Potem jeszcze ostatnia bramka gejtu i siedzieliśmy w samolocie Airbas 300 czekając na start. Lot przebiegł bez problemu, tylko byłem troszkę niepocieszony faktem prohibicji na pokładzie samolotu. Liczyłem, że po opuszczeniu terytorium Iranu, po dwóch tygodniach napije się piwa, wina... czegokolwiek co zakręci mi w głowie i pozwoli zapomnieć o piekle ostatnich 24 godzin, niestety musiałem czekać na Rzym. W Rzymie ostanie 6 godzin oczekiwania na samolot do Warszawy, spędziliśmy na zakupach w sklepach wolnocłowych i podziwianiu samolotów rozpędzających się po pasie startowym. O 16.45 rozpoczął się ostatni etap naszej podróży - Warszawa.