Następny dzień rozpoczęliśmy z twardym postanowieniem odwiedzenia DMZ Office, celem zablokowania tripu do strefy zdemilitaryzowanej i Panmunjom. DMZ ustawiliśmy na następny dzień zaś Panmunjom na 12.11. Tego dnia w planach mieliśmy wypad do Incheonu z zamiarem odwiedzenia chińskiej dzielnicy zwanej powszechnie… Chinatown, oraz Landing Operation Memorial Hall. Miejsca upamiętniającego lądowanie wojsk w 1950 r. pod dowództwem Douglasa McArthura. Do Incheonu tłukliśmy się metro-pociągiem ponad godzinę umilając sobie czas patrzeniem przez okno, na siebie, na Koreanki i ich podkolanówki. Gdy szczęśliwie dotarliśmy na miejsce, po wyjściu z dworca w zasadzie byliśmy już na Chinatown. Przebobrowaiśmy je w wzdłuż i wszerz, zawijając po drodze o chińską restaurację. Potem szybki shopping z nadwyżką kilometrów w poszukiwaniu smoka (żeliwnego, ceramicznego, drewnianego, jakiegokolwiek) dla mamy Jacka. Oprócz tego w Chinatown pstrykaliśmy sobie foty gdzie popadnie ze wskazaniem pięknie zdobionych bram dzielnicy. O prócz tego znaleźliśmy tam pomnik McArthura, bardzo dużą faję, wieżę widokową, bardzo dziwny pomnik, miejsca do ćwiczenia tężyzny fizycznej oraz mnóstwo schodów, po których trzeba było się wspinać.
Gdy Chinatown mieliśmy za sobą, obraliśmy kierunek na Landing Operation Memorial Hall. Jak się okazało miejsce to przypomina warszawski pomnik poległych żołnierzy Radzieckich. Monumentalizm bijący z tego miejsca czytelnie ilustruje to, co tutaj miało miejsce blisko 60 lat temu. Oprócz tego dla tych co nie wiedzą, po co to stworzono, jest muzeum gdzie w czterech jasno językach tłumaczą co, jak kiedy i dlaczego.
Do Seulu wróciliśmy cirka o 21. Zostawiliśmy Anitę w hotelu, po czym z Jackiem jeszcze tego wieczora poszliśmy do łaźni. Oczywiście było cudownie.
Chinatown, chińska restauracja: http://www.youtube.com/watch?v=2C8GPb7Q8-A
Fish Market: http://www.youtube.com/watch?v=8vWm1p1i4FE