Tego dnia, postanowiliśmy poznać historię Azerbejdżanu. W tym celu udaliśmy się do Muzeum Historii tego kraju. Na miejscu wnieśliśmy opłatę, dostaliśmy plastikowe ciapy po czym wpuszczono nas na sale wystawowe. Poznawaliśmy historię kraju w przedmiotach, zdjęciach i opisach, od petroglifów do okresu stalinowskiego. To co zwróciło moją uwagę, to brak ekspozycji poświęconej okresowi po II wojnie światowej a ponadto przez cały czas wizyty w muzeum, byliśmy - raz jawnie, raz ukradkiem - śledzeni przez panią kustosz. Odniosłem wrażenie, że w Azerbejdżanie wygląd turysty plecakowego jest nie do końca wiarygodny i może zachodzić uzasadnione podejrzenie, że chce on ukraść szablę sułtana, bądź przedwcześnie zdjąć plastikowe ochraniacze z butów. Po wyjściu z muzeum swoje kroki skierowaliśmy na Dziewiczą Wierzę. Na szczycie zauroczyła nasz przepiękna panorama Baku, Morza Kaspijskiego, a także zaułki Starego Miasta widziane z góry. Następnie pognaliśmy do handlowej dzielnicy Sahil, gdzie oddaliśmy się zakupom azerskich czap, breloków z okiem proroka oraz innych magnesów na lodówkę. Wszystko to oczywiście w atmosferze twardych negocjacji cenowych.
Zbliżał się wieczór. Szczególny wieczór, bowiem wraz z Jacuchem i Robertem mieliśmy uderzyć w tour po klubach bakijskich. O 22 wylądowaliśmy w Shakespearze, gdzie poznaliśmy, koleżanki Roberta - zmysłową Słowaczkę, filigranową Turczynkę i piękną Gruzinkę. Oprócz tego w klubie było mnóstwo trzeźwych i pijanych brytoli oraz piwo które chłonęliśmy przy dźwiękach jakiejś coverowej kapeli. Po Shakespearze zusammen poszliśmy do innej knajpy, gdzie ostro daliśmy w tany i palnik. Wytańczeni postanowiliśmy zmienić nieco atmosferę i wylądowaliśmy w tajemniczym Infinity, gdzie kontynuowaliśmy umilanie sobie czasu drinkami. Tour skończyliśmy w pubie w której z tego co pamiętam grał ten sam zespól co kilka godzin wcześniej w Shakespearze. W drodze powrotnej trafił nam się jeszcze patrol policji, który podczas legitymowania podjął nieudaną próbę eksplorowania naszych portfeli. Co za kraj....