Geoblog.pl    Doorwayboy    Podróże    Indie 2004    Punjab - Amritsar
Zwiń mapę
2004
15
paź

Punjab - Amritsar

 
Indie
Indie, Amritsar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6801 km
 
Przed nami Amritsar i Wagah – dwie najbardziej wyczekiwane przez Kubę miejscowości. Jadąc tam w pewnym momencie naszej podróży byliśmy tylko ok. 50 km od granicy z Pakistanem. Widać to było m.in. po większej ilości i wzmożonej aktywności wojska. Wszędzie było ich pełno i stanowili chyba siłę marketingową dla okolicznych wiosek, w których kwitł handel. Jednak ludzie byli tu zupełnie inni niż w np. w okolicach Delhi. Na brzydkich, wysuszonych słońcem twarzach malowała się dziwna zaciętość i zmęczenie ciężkim życiem. Faktycznie, nie ma im czego zazdrościć.
W następnej miejscowości na szlaku Sri Ganagar, zatrzymaliśmy się tylko dlatego, że byliśmy głodni. I potem strasznie tego żałowaliśmy. Suresh długo szukał restauracji czy hotelu, w którym moglibyśmy coś zjeść. W końcu znalazł hotel o nazwie „Pagoda” z dość przyjemną restauracją. Ale mieliśmy pecha, bo obsługa nie znała języka angielskiego. Na 500 różnych sposobów tłumaczyliśmy co to są gotowane warzywa, a zajęło nam to dobrych 15 minut. O dziwo zamówione przez nas danie dało się zjeść!

Punjab, następny stan, który był przedmiotem naszej wycieczki, przywitał nas fatalnym stanem dróg. Jechaliśmy slalomem 20-30 km na godzinę, by na dziurach nie urwać zawieszenia. Zaczynało już zmierzchać, do tego mieszkańcy tej okolicy akurat na ten dzień zaplanowali sobie wypalanie ściernisk, co wyglądało malowniczo, ale znakomicie utrudniało jazdę. Do tego Hindusi spacerujący poboczem i duża ilość ciężarówek jeżdżąca po wąskich drogach. I znowu przy tej okazji okazało się, że Suresh jest świetnym kierowcą. W końcu dotarliśmy do Armitsaru.


Miasto przystrojone...

A w Amritsarze święto! Miasto przystrojone tysiącami lampek i łańcuchów. Ludzie odświętnie ubrani przewalali się tłumnie przez centrum. Nie mogliśmy przejechać samochodem, a trzeba było znaleźć nocleg. Jeździliśmy od hotelu do hotelu i nie mogliśmy znaleźć miejsca, ale przy okazji przekonaliśmy się, że należy omijać dwa hotele. Pierwszym jest polecany przez przewodnik Pascala „Grand Hotel” (niedaleko dworca kolejowego), w którym można wynająć brudne pokoje za niebotyczną cenę 650-700 rupii, a drugim jest hotel „Volga”, w którym cały czas trwają prace budowlane i zarówno właściciel, jak i robotnicy mają w nosie potrzeby turystów.

Hałasują od samego rana, wyłączają prąd w pokoju (wyłączniki na zewnątrz). Podczas częstych awarii prądu, bez względu na porę dnia czy nocy, włączają agregat prądotwórczy głośny jak sieczkarnia. Częste awarie telewizji kablowej kinomanów potrafią doprowadzić do białej gorączki i morderczych myśli. Niebywale nieprzyjazny hotel.

Amritsar jest zamieszkały przede wszystkim przez sikhów. Widać, że jest to bogate miasto i że jego mieszkańcom dobrze się powodzi. Są bogato ubrani, dobrze odżywieni i zadowoleni z życia. Mężczyzn łatwo rozpoznać po czarnych turbanach na głowach przyozdobionych charakterystycznym „koczkiem” z przodu głowy.

Amritsar jest miastem,o krwawych kartach historii. W 1919 roku rzezi na mieszkańcach dopuścili się Brytyjczycy, mordując w parku otoczonym murem zgromadzonych tam Hindusów, którzy manifestowali swój sprzeciw wobec wprowadzonej przez Anglików ustawie, ograniczającej Hindusom wolność. Park nazywa się Jallianwala Bagh i w całości poświęcony jest tej tragedii. Jest tam też maleńkie muzeum, w którym wyeksponowany jest obraz pokazujący tę ogromną tragedię oraz studnia, do której skakali Hindusi podczas ostrzału wierząc, że mogą w niej ocalić swe życie. Niestety studnia była bardzo głęboka i wszystkim przyniosła śmierć. Bardzo ciekawie pokazuje te zdarzenia film pt. Ghandi, który obejrzeliśmy już po przyjeździe do kraju. I tak naprawdę dopiero teraz potrafimy sobie uzmysłowić, co się tam stało. Dopiero film otwiera oczy. Gdy spaceruje się po ścieżkach parku i czyta suchy przekaz z przewodnika i tablice informacyjne, trudno sobie wyobrazić tragedię tamtych dni.


Golden Temple

Innym fascynującym miejscem jest Golden Temple. Do tej sikhijskiej „Jasnej Góry”, jak ją nazywa Kuba, można wejść jedynie w nakryciu głowy, no i oczywiście na boso. Przedarłszy się przez tłum wiernych stanęliśmy przed fascynującym widokiem. Pośrodku marmurowego basenu stała złota świątynia. Dookoła niego „pielgrzymowali” wierni, modlili się klęcząc i stojąc, mężczyźni i chłopcy kąpali się w świętych wodach basenu. Nastrój był podniosły i czułam się jakbym wtargnęła do ich domu i zabrała tę odrobinę prywatności i intymności, jaką się ma modląc się w jego zaciszu. Patrząc na twarze sikhów nie widziałam w nich zwykłej w Indiach życzliwości.

Byliśmy w końcu obcy, byliśmy biali, a ten kolor skóry kojarzy im się ze śmiercią w ich rodzinach. Poza tym Golden Temple jest kolejnym miejscem, w którym wydarzyła się tragedia. W latach 80-tych sikhowie zażądali od ówczesnych władz przepędzenia z Punjabu ludności będącej innego pochodzenia niż sikhijskie. Swoje żądania przypłacili życiem właśnie w świątyni na rozkaz wydany przez Indirę Gandhi, która później w odwecie została zamordowana przez swoją ochronę – sikhów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Doorwayboy
Kuba Bąk
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 5 komentarzy5 280 zdjęć280 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
06.09.2009 - 20.09.2009
 
 
05.11.2008 - 13.11.2008
 
 
27.09.2001 - 11.10.2001