Nikt z nas nie przypuszczał, że lotnisko Haydara Aliyeva w Baku będzie już początkiem przygód w Azerbejdżanie. Jacek mało nie stracił aparatu za śmiałą próbę uwiecznienia wizerunku lotniska z perspektywy schodków samolotu. To był sygnał, że musimy przestawić kategorie myślnia bardziej na południowy wschód. Po przebiciu się przez odprawy, dostaliśmy się na tarło taksówkarzy, i innych szafiorów. Po krzyknięciu przez pierwszego ceny 50 AZN (1 AZN = ok 4 PLN) ja krzyknąłem 15 AZN co zaskutkowało oderwaniem się od nas niczym kiści winogron większości taksówkarzy. Pozostali najtwardsi. Stanęło na 20 AZN. Trzeba dodać, że lotnisko w Baku jest położone w tak fantastycznym miejscu, że żaden środek komunikacji do niego nie dociera, a każdy turysta jest z deflauta skazany na bój cenowy z taksówkarzami. Po załadowaniu bagaży w mercedesa pruliśmy, lśniącą w blasku oświetlonych fasad budynków prospektem Haydara Alieva. W między czasie upajaliśmy się szerokością ulic Baku, sposobem interpretacji przepisów drogowych przez miejscowych kierowców, jak również zapachem morskiej bryzy morza Kaspijskiego zmieszanej z posmakiem ropy naftowej wydobywanej tu i ówdzie. Po 40 minutach jazdy zameldowaliśmy się na Aznefcie u naszej znajomej Ani - polki mieszkającej w Baku.