Tego dnia ruszyliśmy na dwudniowa wycieczkę w Kaukaz. Miejscem docelowym była jedna z najwyżej (2000 m n.p.m.) położonych wiosek na Kaukazie - Xinaliq. Miejsca gdzie lokalna społeczność operuje dialektem staroalbańskim, a domy buduje się z łajna. Żeby tam dojechać, trzeba wpierw dotrzeć do Quby, a następnie, na miejscu wynająć jeepa, którym po kamienistych drogach południowego Kaukazu dojedzie się do wioski. Tak też jechaliśmy. Podróż upływała nam ciasno, ale za wśród przepięknych widoków gór i dolin Kaukazu. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się by móc nieco bardziej statycznie podziwiać otaczający nas krajobraz. Kaukaz to góry dzikie, pozbawione szlaków szlaków turystycznych, map i schronisk. Nisko zalesione ale porośnięte trawą na ponad 2500 metrów. Gęsto zamieszkiwane przez dziką zwierzynę oraz sezonowo, przez rezydujących wysoko na łąkach lokalnych pasterzy ze swoimi owcami. W tych pięknych okolicznościach przyrody, po półtoragodzinnej jeździe znależliśmy się w Xinaliqu. Widok zapierał dech w piersiach zarówno pięknem jak i rozrzedzonym powietrzem. Ania z Robertem postanowili rozbić namiot, my zaś z Jacuchem zamieszkaliśmy w jedynym tu guest-housie. Popołudnie tego dnia spędziłem przy czaju i kontemplowaniu widoków, reszta załogi zaś udała się na w plener do pobliskiego potoku. O zmierzchu, góry zaszły chmurami a w nocy rozpętała się burz. Poranek przywitał nas rześkim powietrzem i błękitnym niebem. Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy w góry i doliny Kaukazu. Po 20 minutowym marszu, natknęliśmy się na przygraniczny check-point , gdzie kulturalnie nas przeszukano, pozdrowiono i puszczono dalej. Po dotarciu do do większego rozwidlenia w dolinie, zatrzymaliśmy się, by rozkoszować się otaczającymi nas na widokami. Obserwowaliśmy kołujące nad naszymi głowami orły, filmowaliśmy, i fotografowaliśmy zbocza, szczyty, pasterzy, oraz z rzadka przemieszczających się konno mieszkańców okolicy. Było pięknie. Tylko Robert, poszedł dalej, poszedł odwiedzić pobliską kapliczkę niewiadomego pochodzenia. Całe południe spędziliśmy przemierzając kaukaskie doliny. Do Quby wróciliśmy jeepem mocno spóźnieni. Ponieważ, do Baku odjeżdżały już mocno zapchane, ostatnie tego dnia marszrutki, wynajęliśmy szafiora, który swoim merolem za 40 AZN zawiózł nas do Baku. Będąc już na miejscu poczułem się lepiej. Ciepło stolicy Azerbejdżanu, jak i jej położenie pozwoliło wyrównać mój metabolizm.